Mój toolbox, czyli narzędzia projektanta UX

Wojtek pokazuje swoje narzędzia
Moja lista narzędzi jest chyba trochę nietypowa. A twoja?

“Jakiego oprogramowania używasz do pracy na poszczególnych etapach projektu?”

To pytanie zadał mi jeden z czytelników bloga, a ja ze zdziwieniem stwierdziłem, że jeszcze o tym nie napisałem. Dzisiejszy artykuł będzie o moich preferencjach dla konkretnych narzędzi — a nuż zainspiruje Cię to do przyjrzenia się swojemu toolboxowi i wymiany gorszego na lepsze (albo, nie daj Boże, odwrotnie).

Czego zatem używam, zajmując się projektowaniem usług i wciskając zasady dobrego projektowania UX do głów?

Notka na wstępie

Technologie zmieniają się szybko; dużo szybciej niż przyzwyczajenia, a na pewno dużo szybciej niż moje przyzwyczajenia. Dlatego pewnie, niczym PC zakupiony w sklepie Della, ten artykuł jest już nieaktualny w momencie pisania. Weź na to poprawkę. Poza tym pamiętaj, że moja praca jest specyficzna i o ile w przeszłości silnie koncentrowała się na projektowaniu interfejsów, o tyle dzisiaj oscyluje raczej wokół generowania pomysłów, testowania tychże i pisania o tym, dlaczego wcale nie były dobre — a czasem prezentowania. Dlatego pewnie nie wszystko Ci się przyda. Może jednak przynajmniej będzie ciekawie.

Chciałem też zaznaczyć, że nie pobieram żadnych pieniędzy od twórców narzędzi, które tu linkuję. Kupta se, co chceta, a co nie chceta, to nie. Ja na tym nie zarobię. No, tyle słowem wstępu.

Czego wymagam od narzędzia?

Prędkości działania i nie wchodzenia mi w drogę. I możliwości obsłużenia go z klawiatury — na ile tylko się da. Machanie myszą męczy moją łapę. Cena, platforma i wygląd mają dla mnie znaczenie drugorzędne. Używam Makówki, ale tylko dlatego, że nie mam ochoty instalować Windowsa co pół roku i dlatego, że mój obecny Macbook działa tak samo od czterech lat (a ma z siedem). Nie jarają mnie ikonki, piękne trzcionki i pierdolamonsy, chociaż mam respekt dla metodologi firmy z Kalifornii.

Wykazuję naturalną preferencję w kierunku rozwiązań z dala od “chmury”. Wolę oprogramowanie działające lokalnie. Wychowałem się na C64. Nie poradzisz.

Podzieliłem ten cały toolbox na kilka kategorii.

Narzędzia niezbędne

  1. OmniOutliner od Omni Group. Jeden kawałek oprogramowania, bez którego już dawno zakopałbym się po szyję. Służy do, wydawałoby się, prostej rzeczy: opisywania w podpunktach, czyli do planowania i zarysowywania struktur. Ja używam go do planowania prezentacji (pięknie eksportuje do PowerPointa, którego to zasysam do Keynote) i dokumentów, które to można ślicznie przerzucać do dowolnego procesora tekstu, który wciąga pliki Worda albo RTF. Istnieje też wersja na iOS, ale tej nie używam, bo moje wykorzystanie telefonu sprowadza się do okazjonalnego maila, Twittera, Pocketa, aplikacji bankowej i  aparatu fotograficznego. Pracuję zawsze na komputerze.
  2. Micro$oft Word (kiedyś) i, coraz częściej, Google Docs. W jednym z tych procesorów tekstu powstaje większość tego, co piszę: raporty, dokumentacja wstępna, plany dyskusji z partycypantami, screenery i cała masa innego tałatajstwa, którego teraz nie pamiętam. Nauczyłem się dawno temu wykorzystywać te narzędzia z poszanowaniem zasad semantyki dokumentów, co pomogło mi bardzo.
  3. Adobe Illustrator. O ile wolę prototypować z użyciem czegoś takiego jak UXPin i często wspieram się doskonałym Indigo Prototype Composer, a najlepiej “czuję” zwykły HTML, to mój tyłek przy konieczności nagłego zwizualizowania interfejsu niezliczoną ilość razy ratował właśnie “Ilek”. Pracuje mi się w nim po prostu najszybciej. “Święta trójca” Adobe, czyli Photoshop, Illustrator i InDesign to w ogóle jedyne komputerowe oprogramowanie, bez którego nie umiem funkcjonować. To dlatego, że moją pasją jest fotografia i publikowanie dziwnych książek, jak zapewne wiesz (a jak nie, to możesz dowiedzieć się w dowolnym momencie). Odchodzimy jednak od tematu, a więc pora na następne narzędzie, bez którego nie mógłbym funkcjonować jako projektant UX.
  4. Microsoft Excel lub, coraz częściej, Google Sheets. Nie cierpię tych narzędzi. Naprawdę — a już zwłaszcza Excela. Myślenie za pomocą numerów przychodzi mi trudno. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego arkusze kalkulacyjne mają iście idiotyczny sposób radzenia sobie z wprowadzaniem wielokrotnych linii tekstu. Używam tych pakietów do tworzenia architektury informacji, dokumentowania user journeys i czegokolwiek, co postępuje sekwencyjnie a także w fazie badania konkurencji i, naturalnie, w czasie analizy danych. Od lat modlę się o narzędzie, które pozwoli mi lepiej opracowywać złożone sitemaps. Niestety, Excel jest tak powszechny, jak sraczka — toteż trzymam się go desperacko na przekór własnym upodobaniom. A fe.
  5. Treejack, bez którego testowanie architektury informacji to wrzód na pupci. Istnieje polski odpowiednik, Uxeria, ale za mało go używałem, żeby porównywać. Treejack jest genialny, chociaż nie jest tani. Dodatkowo, używanie tego narzędzia to przyjemność; to dla mnie wyznacznik jakości w kategorii interfejsów internetowych. Wszystko jest tam, gdzie powinno! W ogóle to, co robią kiwi z OptimalWorkshop jest zawsze dopieszczone i lubię ich za to.
  6. Papier, ołówek, gumka i flamastry. Cały czas na czymś bazgram. Czy to interfejs czy głupi rysunek na bloga, trzeba rysować, żeby mózg nie skapcaniał. Próbowałem mazania po iPadzie, ale to ułomne i bolą mnie oczy. Wolę papier.

Narzędzia przydatne

  1. Freedcamp, którego używam do planowania. Lubię też Basecamp. Próbowałem Asany, a ostatnio zmuszano mnie (skutecznie, bo przez cztery lata, uch!) do pracy z Assemblą. Taki tam project management. Przydaje się toto, żeby się człowiek nie pogubił. Przeżyję jednak i bez tego, bo zawsze sporządzam dobrą dokumentację.
  2. Atom, którego używam do edycji kodu. Nie zdarza mi się to często, ale kiedy już muszę “klepnąć” prototyp to kod piszę właśnie w Atomie. Lubię go, bo jest za darmo i jest dość mądry. Wolałbym chyba używać Sublime, ale pisali go ludzie, którzy zjadają kanapki z kodem na śniadanie i skonfigurowanie tego potwora przekracza moje możliwości czasowe.
  3. Silverback — do testów 1:1 i, do testów zdalnych, GoToMeeting. Niestety, drogie (za drogie), ale dobre Morae nie działa na Szmapple. A szkoda, wielka szkoda, bo można tutaj kasiorki natrzepać, tak więc jeśli ktoś mam moce przerobowe, to chętnie poasystuję przy tworzeniu — żeby mi tylko potem nie było, że pomysł nie mój!
  4. Milanote. Fajne narzędzie do gromadzenia informacji i do wizualizacji tego, co mam w głowie. Może przydać się niejednemu projektantowi.

Narzędzia oczywiste

Oczywiście, dla mnie, czyli programy, o których nie warto pisać. Cała rzesza, poczynając od Apple Reminders, Safari, Messages, Slacku, Apple Notes i Web Inspectorze dowolnej przeglądarki. Powietrze. Zaraz ktoś zapyta, dlaczego nie używam Chrome — odpowiem na zapas: bo nie ma ono adblocka w wersji na iOS. Przeglądarki bez adblocka używać już nie umiem i nie chcę. Może kiedyś świat marketingu zrozumie, że jeżeli produkt jest dobry i tekst mnie przyciągnie, to i tak go kupię, a machanie mi przed oczyma bannerami nic nie da (poza jękami).

Narzędzia ze snów

Oto lista narzędzi, których (chyba) nie ma, a które chciałbym mieć w swoim przyborniku, bo ułatwiłyby mi życie. Tak, to ta lista, którą przedstawiasz szefowi, on klaszcze, a potem zostajemy milionerami!

  1. Coś jak wspomniane Morae, tylko na Maca i lepsze — czyli coś, co pozwala bezproblemowo obserwować testy zdalne. Małe, lekkie i szybkie.
  2. Pakiet do budowania architektury informacji, od pomysłu wstępnego przez wizualizację w postaci sitemap, aż po testy. W kupie. I nie online (to znaczy, tylko dla testów).
  3. Dobry pakiet do tworzenia diagramów, który nie jest Visio (nie cierpię chronicznie!) ani nazbyt drogim OmniGraffle. Istnieje otwarte Dia, ale to jest zbyt spartańskie nawet jak dla mnie. Dlatego najczęściej radzę sobie z pomocą Illustratora.
  4. Narzędzie do prototypowania wizualnego nie działające w przeglądarce, które wypluwa idealny HTML bez konieczności grzebania w HTML. Takiego cudu nie znalazłem, a różne próby najczęściej przyprawiają mnie o mdłości, bo albo interfejs jest straszny, albo kod każe mi w sobie grzebać, a jeśli to mam robić — to wolę od zera kodować.

A ty, czego używasz?

Pochwal się. Walnij komentarz pod tym wpisem albo porozmawiajmy na Fejsie. Zawsze warto wiedzieć, co mi umknęło przez te lata stronienia od nowinek technologicznych! Ha ha. Do następnego razu!

Czy wiesz, że ten artykuł to nie wszystko?

Przeczytaj starsze wpisy, które być może też cię zainteresują.

2 komentarze

  1. Adobe to świętość 🙂 ps+ill+ind
    Axure do skomplikowanej interakcji, InvisonApp + screeny/skany do prostych interakcji
    Google docs: Slides, Word itp
    Camtasia do filmkiów i screencastów, demo itp.
    Dreamweaver do kodowania
    Hotjar, Sumome, Google Analytics
    Papier i ołówek
    Tablica i markery oraz postit
    Dell m6700 i dwa monitory

    1. No i proszę, cała lista! Camtasia — blast from the past 😉

Zamknąłem funkcję komentowania.