Naturą porządnego UX są eksperymenty. Nieustannie coś mierzymy. Bez przerwy sprawdzamy, jak to, co zrobiliśmy działa dla naszych użytkowników, a także jak wypełnia nasze cele biznesowe. Nie jestem inny — i choć często chodzę bez butów jak szewc lecąc na YOLO (a kto nie?), to teraz mogę zrobić coś innego i jeszcze lepszego, coś, na co zbieram się od jakiegoś już czasu. Udało mi się to zaplanować, więc napiszę, co i jak zamierzam oraz jak do tego doszedłem.
Od dawna zaangażowany jestem w pisanie bloga, który właśnie czytasz, a także w dyskusje na social media (do tej pory był to głównie Facebook). Teraz chcę dać moim czytelnikom, a w tym i Tobie, więcej treści wysokiej jakości w sposób, który uniezależni mnie (i Ciebie!) od wygibasów Marka Zuckerberga i spółki.
Dlatego właśnie rozpoczynam eksperyment z newsletterem.
Co wiem?
- Social media zajmują mi za dużo czasu, a jakość interakcji z czytelnikami często sprowadza się tylko do wirtualnej wymiany uśmiechów. Klikamy w lajki, ale nie prowadzimy dyskusji. Przewijamy posty i walle, ale nie zwracamy większej uwagi na to, co na nich pisze. Nie chcę uczestniczyć w pogoni za straconym czasem: chcę dawać Tobie i innym czytelnikom jakość i nawiązywać bliższe relacje.
- Moja lista mailowa jest dość duża, a tzw. open rate newslettera wysoki. Oznacza to, że wiele osób czyta to, co piszę.
- Zaobserwowałem, że wysyłka każdego (sensownego — o tym za chwilę) newslettera prowokuje dużo ciekawych maili i komentarzy na specjalnej, zamkniętej grupie, którą utworzyłem (o tym też za chwilę). Liczba tych interakcji przewyższa kilkukrotnie liczbę i poziom typowych interakcji z social media (które ograniczają się do lajków).
- Teraz gratka dla tych, co nie wiedzą jak napisać tzw. hypothesis statement: wierzę, że pisząc regularnie i rozsyłając ciekawe treści mailem zbuduję bliższą relację z czytelnikami — w tym z Tobą. Będę wiedział, że to działa, jeśli zaobserwuję:
- Wysoki open rate przez kilka edycji (na poziomie 40%+, póki co — blisko!),
- Niską liczbę wypisów (ocenianą wg. mego chwilowego widzimisię),
- Przynajmniej 10 maili i rzeczowych komentarzy na LinkedIn w odpowiedzi na każdy newsletter (to KPI już dawno zostało spełnione, ale chcę pomierzyć je w czasie),
- Przyrastającą liczbę interakcji w postaci dyskusji na grupie UX z głową (LinkedIn), która dostępna jest tylko dla subskrybentów newslettera.
Co zrobię?
- Co dwa tygodnie (we wtorki) osoby zapisane na newsletter otrzymają ode mnie grubaśnego maila pełnego inspiracji, porad, linków i informacji, które pomogą im w rozwoju kariery. Mniam, jak sądzę.
- Subskrybenci newslettera i osoby zapisane na grupę będą miały dostęp do priorytetowych biletów na warsztaty, webinarów organizowanych tylko dla nich i konkursów z nagrodami.
- Zamierzam przeplatać maile dla osób początkujących z informacjami dla osób średnio zaawansowanych. Sądzę, że wydarzy się to w trybie rotacyjnym, ale jeszcze nie mam pewności. Zdecyduję niebawem i zmierzę efektywność.
- Powoli zrezygnuję z aktywnej obserwacji Facebooka. Opuściłem Instagrama, skupiając się na grupie na LinkedIn. Dostęp do tej grupy uzyskują osoby zapisujące się na newsletter. Już teraz widzę, że ten pomysł jest dobry. Moje życie jest prostsze, a dyskutantów i dyskutantek przybywa. Jakość rozkmin zaczyna wzrastać w radosnym tempie.
- Całość materiałów archiwalnych na blogu będzie dostępna dla każdego, bez konieczności zapisu na listę mailową. Jednym słowem, fani i fanki historycznych materiałów niczego nie stracą.
- Stronę główną bloga poddam pewnym modyfikacjom, które ukierunkują ruch w stronę zapisu na newsletter. Wezmę się za to zapewne w przerwie świątecznej.
Wydajność całego eksperymentu będę na bieżąco mierzył, sprawdzając wszystkie parametry, które opisałem powyżej, ale także poziom własnej satysfakcji. W końcu też musi mi się chcieć! Jeśli dojdę do wniosku, że blog działał lepiej, w co naprawdę grubo wątpię, to do niego powrócę.
Czekam na Ciebie!
Zapisz się. Warto. Ludzie piszą, że dobrze jest. Maile wychodzą we wtorki rano (co dwa tygodnie), tak więc dadzą Ci idealną okazję do opuszczenia ważnych spotkań, na które nie chce Ci się iść. Hihi.
Uwaga: z czasem przybędzie na newsletterze automatyzacji i czegoś tam jeszcze, o czym pewnie teraz zapomniałem. Pewnie wykminię, jak rozesłać stare materiały do nowych subskrybentów i tak dalej. To eksperyment, więc rozwija się. Daj mi czas. A póki co, wskakuj na listę mailową, która będzie Twoim co dwu-tygodniowym wyskokiem ponad zawodową rutynę i rzeczywistość.
Jeszcze więcej cukru w cukrze, jeszcze więcej mięsa w mięsie, jeszcze lepszy makaron sojowy. Bo trzeba się rozwijać!
No to siup!
Zapisz się na newsletter i stań się jeszcze lepszym projektantem (albo projektantką).