Projektanta zatrudnię od zaraz, czyli jak się sprzedać?

Projektanta zatrudnię od zaraz, czyli jak się sprzedać?

Dzisiaj wpis dla tych, którzy wysyłają do mnie swoje CV, portfolia i prośby o przyjrzenie się ich „przydatności do spożycia”. Kilka osób pytało mnie, czego szukam w portfolio projektanta. Jak najlepiej się „sprzedać”? Co przyciągnie oko osoby poszukującej stażysty lub juniora UX?

Nie mam, oczywiście, żadnej innej recepty poza własną. Przeprowadziłem jednak wiele skutecznych rekrutacji na pozycje związane z UX i service design (uczestniczyłem też w kilkunastu), co dało mi do myślenia. Poza tym, sam też pracuję, a to oznacza, że parę razy musiałem aplikować na ogłaszane pozycje. To pozwala mi wysnuć kilka wniosków.

Jak zatem się zareklamować, żeby nie spłynąć do outlookowego „kosza”?

Moja recepta na dobre CV i portfolio

Określ się, czyli zdecyduj, co chcesz robić

Jednym z największych problemów osób wysyłających CV jest to, że tak naprawdę nie wiedzą, co chcą robić. A przynajmniej tak to wygląda. Kiedy rekrutuję, dostaję sporo e-maili od speców; takich, co to umieją wszystko. Tymczasem nie widać w ich resumes żadnych konkretów. Znasz narzędzia do prototypowania, kumasz, na czym polegają badania, potrafisz analizować ankiety? Fantastycznie. Ale gdybyś miał robić jedną rzecz – jedną tylko – to w czym Jesteś dobry? W czym nie masz sobie równych i potrafiłbyś zachwycić swojego pracodawcę? Zdecyduj się.

Przyjrzyj się prezentowanej ofercie i nie pisz mi, że uprawiasz design thinking i prowadziłeś badania na eyetrackerze, kiedy szukam projektanta interfejsów. Pisz, że wiesz, o co loto, ale nie kreuj się na bóstwo w tych dziedzinach. Nie bądź do wszystkiego; takie piękno niechaj wyjdzie z Ciebie później…

Do rzeczy, kandydacie. Do rzeczy. Nawet, jeśli dostałem od Ciebie CV w dowodzie podziwu dla tego, co wyczynia moja organizacja, bo tak straszniestraszniestrasznie chcesz u nas pracować – to napisz, co możesz robić. Scyzoryka nie potrzebuję, potrzebuję kogoś z pomysłem na siebie. Łącz umiejętności i metodologie, ale w konkretną całość. Kim Jesteś?

Pisz, czego dokonałeś

Większości rekrutujących nie zainteresuje, że skończyłeś liceum im. Misia Colargola (uwaga: weź poprawkę na miejsce, w którym mieszkasz. Piszę z perspektywy doświadczenia za granicami Polski, ale mam nadzieję, że i tam sytuacja się zmienia i preferuje się doświadczenie w sektorze ponad osiągnięciami akademickimi). W zasadzie nawet ledwo co interesuje mnie, że skończyłeś studia; wystarczy, że napiszesz mi, że coś tam wiesz. Wyższe, niższe, żadna różnica, jeśli ze studiów robisz największe swoje osiągnięcie aplikując o pracę w UX. To nie akademia – nie idziesz pracować do biblioteki ani na salę wykładową, tylko zakasywać rękawy i babrać się w hardkorze. Studia są piękne, ale wolę wiedzieć, że coś umiesz niż, że coś studiowałeś. To spora różnica. Masz referencje od ludzi, dla których już coś zrobiłeś, choćby i maleńkiego? Dawaj. O wiele to lepsze, niż wiedzieć, że studiowałeś na SGH w latach 2004-2008 i napisałeś pracę magisterską na temat standaryzacji w handlu obwoźnym akcjami Banku Światowego.

Po angielsku mówią na to wank. Czyli trąbienie w trąbkę bez sensu. Co to znaczy dosłownie, sprawdź sam.

Napisz do mnie o tym, że prowadziłeś z dzieciakami z ośrodka kultury warsztaty, na których wymyślaliście nowe kosze na śmieci. Mów do mnie o tym, że udało Ci się zaprojektować system, który zwiększył wydajność Kolejnej Strasznej Korporacji o 35%. Pisz, jak testowałeś nowy model Elektrycznego Pudelka przeznaczonego dla niepełnosprawnych babć. Pokaż mi, jak zmodyfikowałeś swoją starą gitarę tak, żeby można było grać na niej rzęsami. Rozwal mnie. Jeśli pracowałeś dla dużych albo znanych klientów, to pochwal się, dla jakich. Jeśli dla nich nie pracowałeś, to nie pisz, że tak było.

Stosowałeś się do zasad agile-schmagile, lean ux, waterfall, pondlife, snickers i coco-jambo development? Nie rozpisuj się na ten temat, tylko powiedz mi, jaką rolę odgrywałeś w projekcie. Wystarczy.

Nie masz w ogóle doświadczenia? Tylko studia? Spoko. Zaangażuj się w wolontariat albo wymyśl coś sam, zaprojektuj i przetestuj tak, jak umiesz. Zrób coś. Wykaż inicjatywę. Nie martw się, że popełniasz błędy. Ciśnij.

Przez to pokażesz, że Ci się chce. Zdumiałoby Cię, jak wiele CV wskazuje na to, że reklamującym się w nich niczego się nie chce i chyba nigdy nie chciało.

Warto dodać: nie odrzucam studiów. Uważam, że są bardzo ważne. Uważam, że są piękne i wiele uczą. Ale zachowaj balans; ważniejsze dla mnie jest, co potrafisz, co zrobiłeś i dlaczego chcesz to robić dalej. Jedną z największych przypadłości wielu spotkanych przeze mnie świeżo upieczonych magistrów i licencjatów było to, iż wydawało im się, że znajdą pracę tylko na podstawie dyplomu. Oj. Można by zresztą długo pisać o tym, w jaką pułapkę zwabiają fałszywymi obietnicami przyszłych absolwentów uczelnie wyższe (i niższe). Miej tego świadomość.

Pisz poprawnie. Proszę.

Tak często widuję błędy gramatyczne i ortograficzne, że boli mnie już od tego organ. Nie powiem, który. Jasne – też popełniam zbrodnicze błędy językowe, bo przecież nie da się pisać w stu procentach poprawnie, a przynajmniej jest to trudne. Zdarza się jednak, że w portfolio, CV a nawet w prezentacjach widzę takie babole, że opadają mi ręce i nogi. Chcesz używać języka angielskiego zmiksowanego z polskim? Wal śmiało, jeśli musisz, ale upewnij się, że robisz to dobrze. W przeciwnym wypadku wyjdziesz na koleżkę, który nie tylko nie umie się posługiwać swoim rodzimym językiem, ale i językiem obcym. I ktoś taki ma napisać raport albo łamać mózgi szefom Organizacji Złych Producentów Kurzu i Papy?

Istnieją przecież moduły sprawdzania gramatyki i pisowni. Używaj ich, nie wstydź się. Nie ma w tym nic złego. Ja też tak robię (chociaż ostatnio rolę tę przejmuje Paweł, mój ziomal, który ma za dużo czasu i chęci – ścisk łapy dla kolegi).

Dygresja: pamiętam, jak jedna z moich znajomych opowiedziała mi o prezentacji z Dużej Europejskiej Konferencji, na którą zawitał prelegent z Polski. Jego slajdy roiły się od baboli. Jestem pewien, że jego CV rozbawiłoby mnie tak samo, jak opowieść koleżanki o uczestnikach konferencji zasuwających jeden facepalm za drugim. Jeśli nie czujesz się pewnie, pisząc i mówiąc po angielsku, to w porządku, ale bądź szczery i się do tego przyznaj. Przecież praktyka przyjdzie z czasem. Być może zresztą nikt tego nawet nie będzie wymagał.

Bądź wesołym Romkiem, ale nie przeginaj

Fajnie jest wiedzieć, że masz poczucie humoru i że potrafisz opowiedzieć dobry dowcip. Dobrze też jest rozumieć, że nie łamiesz się, kiedy nadchodzi stres. Ale nie przesadzaj; bądź rzeczowy i pisz o sobie w sposób, który pozwoli czytającej osobie przebić się przez stertę innych papierów bez bólu brzucha. Zobacz, czytasz bloga jakiegoś dziwnego koleżki – być może czasem się uśmiechasz. Zapewniam jednak, że ten dziwny koleżka potrafi być mało śmieszny, kiedy potrzeba. Biznes to niestety nie szczerzenie japy, tylko, raz jeszcze: konkrety, nawet, jeśli z uśmiechem.

Wreszcie:

Podsumuj dokument!

Skompresuj to wszystko do jednego paragrafu tekstu i pozwól mi go przeczytać, zanim zechcę zagłębić się w szczegóły. Po przeleceniu wzrokiem nagłówka Twojego CV chcę wiedzieć, czy istnieje dalszy sens czytania tych dwóch stron (jeśli stron więcej, to znaczy, że warto, żebyś przyjrzał się swojemu dokumentowi). Zachęć mnie!

Trzymaj się ramy, to się nie skitramy.

Ten rynek pracy jest dynamiczny, energetyczny i bardzo wymagający. Pokaż swojemu przyszłemu pracodawcy, że nie dasz się zaorać i że potrafisz tupnąć nogą – ale uczyń to w sposób pokorny i mądry. Wtedy wygrasz z innymi, którzy nie biorą sprawy na zimno.

Powodzenia!

P.S. Przypominam, że jutro przeprowadzał będę wywiad z Jaime Levy. Wygraj książkę „UX Strategy” – jeszcze nie jest za późno!


Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *