28 czerwca zbliża się wielkimi krokami. Europejski Akt o Dostępności puka do drzwi. Jeszcze na początku miesiąca dostawałem maile z zapytaniami od firm, które poszukiwały ekspertyzy, audytów i poprawek „na już”, „byle zdążyć”. Za każdym razem tłumaczyłem spokojnie, że droga do dostępności to maraton, a nie sprint (i, że i tak nie zdążą, ups).
A także często, że nie da się tego wszystkiego zrobić dobrze, tanio i szybko — a w każdym razie nie na etapie, na którym nie rozróżniamy elementów <button>
od <a>
.
Dzisiaj postaram się wyjaśnić, dlaczego tak jest. Powinno to Ci dać przestrzeń na oddech, jeśli zastanawiasz się, jak się w tej całej dostępności cyfrowej odnaleźć.
Zanim to jednak zrobię, wspomnę o jeszcze jednym temacie. Tak, 28 czerwca za pasem, ale to nie oznacza, że 29 czerwca Twoja strona spłonie, dostaniesz pozwy na miliony złotych, klienci się obruszą bardziej niż wcześniej, ani, że dorwie Cię rozwolnienie. Wszystkie te rzeczy mogą się wydarzyć (z największym prawdopodobieństwem rozwolnienia), ale nie muszą. Tak więc wyluzuj.
Wracamy do maratonu
Właściwie wszystkie firmy, z którymi do tej pory pracowałem zauważały dość szybko, że na przeszkodzie do szybkiej implementacji dostępności cyfrowej stoją:
Brak wiedzy i umiejętności
Edukacja jest droga i wymaga zaangażowania obu stron, to znaczy umiejętnej i zaangażowanej osoby nauczającej oraz zainteresowanych tematem i zdeterminowanych osób uczących się. O ile kaska w organizacjach czasem się znajduje (rzadziej niż powinna, ale jednak), o tyle o wiele trudniej wykrzesać entuzjazm. Ja tego zazwyczaj nie zwalam na ludzką niechęć. Po prostu – przepracowane zespoły, przed którymi stawiamy nierealistyczne oczekiwania mają w pompie jakąś tam dostępność, której każe im się nauczyć „na zaraz”. Ja im się nie dziwię. Do tego potrzeba spokoju. I przestrzeni w głowie. Odpowiedzią na problemy związane z brakiem wiedzy jest najczęściej nie wciśnięcie pedału gazu do dechy, ale pozwolenie swoim ludziom na oddech. Nauka to część zawodowego rozwoju i fajnie jest, jak odbywa się w ramach godzin pracy, a ludziom się za nią płaci. Firmy, które to zrozumiały, ładnie wchodzą w dostępność. Te, które tego nie rozumieją, mają problem. Widziałem to wiele razy. Istnieje w nich przekonanie, że lata zaniedbań mogą zaleczyć w miesiąc. No nie. To jak z ziomkiem, który se wymyślił, że całe życie na rowerze nie jeździł, a teraz chce wziąć udział w wyścigu. Najlepiej od razu w Tour de France. Good luck, mate.
Przestarzałe procesy tworzenia i rozwoju produktów i usług
Jest 2025, a ja widzę firmy IT, które jarają się Prince2 i chcą pracować w wodospadowym pseudo-adżajlu. Wiele z nich ma dwuosobowy zespół UXowy pracujący z zespołami programistycznymi zatrudniającymi po kilkaset osób. Ten skrzywiony balans wynika najczęściej z szerszego problemu ślepej wiary w technologię i naszego globalnego pędu do innowacji (która najczęściej nie ma z innowacją nic wspólnego), ale to nie jest temat na ten wpis. Natomiast to, co tematem jest, to wspomnienie o niepodważalnym fakcie: taki zespół UXowy, zwłaszcza, jeśli mu się rzuci tematem dostępności na biurko, nie ma szans. Może pomóc, ale dopóki dostępność cyfrowa nie stanie się częścią całego, elastycznego procesu opartego na badaniu potrzeb użytkowników, to będzie kichał i kaszlał. Pisałem to już nie raz, ale potwórzę i teraz: Twoja dostępność będzie tak dobra, jak Twoja organizacja. Jeśli pławisz się niczym żaba w bajorku w procesach opartych na tworzeniu artefaktów produkowanych w silosach, to będzie Ci ciężko zmienić status quo. Zatem, przyjrzyj się procesom. Dobre firmy konsultingowe zajmujące się dostępnością będą się im przyglądać ze szkłem powiększającym. Albo przynajmniej to zaproponują. Jeśli się zgodzisz na ich pomoc, a jest to dobry pomysł, to słuchaj co mówią.
Chęć zbytniego polegania na automatyzacji
Jednym z pierwszych pytań wielu nowych klientów jest: „a jak to można zautomatyzować?”. Odpowiedź zawsze jest ta sama: „słabo”. Bo dostępności nie da się ogarnąć AI, ani nawet prostszą automatyzacją. Patrz, masz tutaj przykład:
<img src="zdjecie_jamnika.jpg" alt="Banan na śmietniku wieczności" />
Jak sądzisz, co zaraportują wtyczki sprawdzające zgodność z WCAG? Że zielono i pięknie. A co zaraportuje Twój mózg? Banana. Nie jamnika. Takie przykłady można mnożyć. Co i rusz znajduję się w sytuacji, w której muszę tłumaczyć, że owszem, strona jest wyposażona w odpowiednią strukturę nagłówków, ale treść nie ma sensu. Trzeba to zaakceptować: jeszcze długo dostępności nie będziemy testować z pomocą magicznego AI. Głównie dlatego, że dostępność to praca u źródeł. A AI to tylko sos na Internet, który trochę się skisił, który go pozwala nam przełykać bez większego refluksu. Na poważnie jednak mówiąc, nie uciekniesz od testów „z palca” no i tyle.
Niechęć do zmian i porzucania złych nawyków
Żeby nie było, ja mam to samo. Jesteśmy ludźmi. Zwłaszcza w pracy. Chociaż pewnie wiele firm wolałoby, żebyśmy byli robotami. Oznacza to, że czasem nie chce nam się po prostu uczyć, rozwijać, zmieniać nawyków i robić czegoś od nowa. Bo cierpi na tym nasz zmęczony mózg. Bo cierpi na tym nasz status – trzeba się przyznać, że się czegoś nie umie. Bo… Tysiąc powodów. Ale lekarzem jest czas. Powoli. Powoli. Systematycznie. Po kawałeczku możemy zmienić siebie i organizacje, w których pracujemy.
A zatem, przepis na następne pięć lat!
Czyli to, co możesz zrobić w swojej firmie do 2030 roku, po którym to okresie, o ile wszyscy nie zaczniemy mówić po rosyjsku albo nosić czerwonych czapeczek z napisem na M, dostępność cyfrowa może stać się naprawdę wymaganym standardem:
- Odetchnij.
- Znajdź kogoś, kto Ci pomoże. To mogę być ja, ale wcale nie muszę. Firm i osób, które świadczą dobre usługi konsultingowe jest na polskim rynku co najmniej kilka. Znaczenie ma to, żeby znaleźć kogoś, z kim się człowiek czuje dobrze. Bo podróż jest długa i nie ma co się w nią ładować z kimś, z kim się nie dogadujemy.
- Dowiedz się, co nie działa i zaplanuj poprawki.
- Zainwestuj w edukację.
- Pozwól zmienić się swoim procesom software development. Zasięgnij porady, jak to zrobić. Nie będzie tanio, ale będzie warto.
- Przyzwyczaj się do tego, że dostępność to jest proces — i, że praca nad nią nigdy się nie skończy, bo przecież praca na Twoim produktem cyfrowym też się nie skończy, no nie?
Powodzenia!
Twoim zadaniem nie jest naprawa wszystkiego na prędkości i po trupach, tylko stopniowe, rozważne adaptowanie się do nowej rzeczywistości i wejście na pułap, na którym wszystko, co wypuszcza w sieć Twoja firma lub organizacja jest dostępne od podstaw.
Po to, żeby wszystkim osobom żyło się lepiej. I o tym jest Europejski Akt o Dostępności.
Dodaj komentarz