Dostępność i redukcja obciążenia poznawczego

Ależ mi się tytuł klepnął. Brzmi trochę oficjalnie, no nie? Ale bez obaw. Jeśli nie wiesz, co to jest obciążenie poznawcze (cognitive overload), to pomyśl, że masz w środku baterię, która rano ma 100%, a wieczorem już nie. Wszystko, co robisz, w jakiś sposób ją wysysa. Bardziej lub mniej. I teraz sobie pomyśl, że niektóre osoby mają w środku takie baterie, jak słynny króliczek Duracell. A inne jak ruski zegarek Twojego dziadka. A jeszcze inne mają po prostu prądnicę na korbkę na poluzowanym łożysku. I zrozumiesz różnicę.

Chciałem poruszyć to zagadnienie, bo wczoraj był Światowy Dzień Autyzmu, czy też raczej świadomości na jego temat. Neuroróżnorodność to gruby temat, a pracując w domenie dostępności cyfrowej musisz trochę go rozumieć. W skrócie: mózgi różnych osób zachowują się różnie i potrzebują różnego poziomu stymulacji. Raz wyższego, raz niższego. Oczywiście to nie wszystko, ale dzisiaj będzie o tym.

Może zresztą, tak jak i ja, też czujesz ból wynikający z przebodźcowania. Obciążenie kognitywne zwiększyło się w ostatnich kilku latach drastycznie; dzisiaj przeciętna osoba używająca smartfona sięga po niego średnio 85 razy dziennie1. Wielu osobom wydaje się, że potrafi wykonywać kilka zadań na raz, czyli multitaskować, ale tak nie jest. W praktyce, w przytłoczeniu zadaniami, wykonujemy po prostu desperackie skoki od jednego do drugiego. A rzeczywistość, która nas formuje i otacza nie odpuszcza nawet na sekundę. Więcej, szybciej, intensywniej. I tak w kółko.

W sieci znajdziemy masę przepisów na to, jak działać najwydajniej. Jednocześnie odsuwając od siebie nadmiar zadań, powiadomień, dzwonków, ćwierków i pierdów dochodzących do nas z laptopów, smartfonów i kuchenek mikrofalowych. I jak zbalansować to z miauczeniem kotów, psim trącaniem noskiem o smaczki i wbiegającymi do pokoju z mieczami dzieciakami przebranymi za krasnoludy z kreskówki, także przebodźcowanymi wygenerowanymi przez AI głupotami. Tyle, że to wszystko jak zwykle zdaje się plastrem na jątrzącą się ranę, a nie adresuje podstawowego problemu: tego, że my po prostu nie ogarniamy tego, co się dzieje. I chociaż Cal Newport napisał parę fajnych książek, a wielu innych mądrych ludzi drąży w tym samym temacie, to czasem zapominają o jednym: że dzisiaj spokój jest przywilejem. Niestety!

Im biedniejsze, mniej uprzywilejowane środowisko, tym tego spokoju mniej. A w systemie, w którym uczestniczymy, wpierdziel dostają najbardziej te osoby, które mają najciężej. W życiu, w którym się przepracowujemy, w którym czasem dogania nas zdrowie, a rower i hantle kurzą się, wywołując u nas poczucie winy, nie potrzebujemy kolejnych porad wskazujących na to, jak się odnaleźć i nie dać się zalać, jednocześnie będąc osobą wysokowydajną. Potrzebujemy czegoś innego.

Internet nie musi być skomplikowany

Do tego przyzwyczaja nas tylko kapitalizm, wyciskający ostatnie soki z wszelkich możliwości eksploatacji zasobów: finansowych, intelektualnych i czasowych. Tu wcale nie chodzi o to, że socjalizm zaraz byłby lepszy. Albo, że mam na to odpowiedź. Nie mam. Intersekcjonalność, pamiętasz? Możesz być osobą po lewej, prawej czy w centrum, ale i tak dostajesz codziennie za swoje i godzisz się na to, bo nie masz wyjścia. Istnieje jednak coś, co możesz zrobić Ty i co mogę zrobić ja, jako osoby, które szanują swój czas, zdrowie i spokój. Taki spokój, którego chcą dostąpić na własnych warunkach, a nie wtedy, kiedy opłacą abonament za Headspace.

Oto, co.

Zastanów się dwa razy

Kiedy coś projektujesz, spróbuj tak to rozkminić, żeby się dowiedzieć, czy projektowanie tego w ogóle ma sens. Czy świat potrzebuje tak naprawdę kolejnej apki? Kolejnej strony internetowej? Może tak, a może nie. Czy jest coś, co możesz zrobić, by zmniejszyć liczbę wyrastających jak grzyby po deszczu rozwiązań obciążających nas kognitywnie celem wysysania kaski z naszych portfeli i soków z naszych głów? David Graeber pisał i mówił o bullshit jobs, czyli pracach, które nie mają sensu i opierają się tylko na konieczności tworzenia rozwiązań opresyjnych i wyzyskujących wszystkie osoby dookoła2. Ja proponuję ukuć termin bullshit products and services. Ile z tych apek i stron internetowych, które dzisiaj dokonały ataku na Twoją prywatną mózgową sieć neuronową powinno było się w ogóle wykluć, a ile przynosi Ci jakikolwiek zysk, załatwiając faktyczny problem lub czyniąc Cię lepszą osobą? Pomyśl. Jak do tego ma się praca, którą wykonujesz codziennie?

Ogranicz obciążenie poznawcze

Kiedy już dojdziesz do wniosku, że to, co robisz jest potrzebne (mam nadzieję), zobacz, czy możesz podziałać tak, by zmniejszyć obciążenie poznawcze dla osób, które tego używają. Jak to się robi?

  1. Uprość nawigację. Naprawdę nie potrzebujesz megamenu. Serio. Mniej kliknięć to fajna sprawa. Ale uwaga! Tu nie zawsze chodzi tylko o mniej kliknięć. Bardziej o to, żeby podróż użytkownika miała sens i, żeby jedno wynikało z drugiego. Oraz, żeby dało się łatwo dotrzeć tam, gdzie potrzeba.
  2. Używaj wspólnych wzorców projektowych i schematów. Nie każ swoim użytkownikom myśleć. Steve Krug wiedział, co mówi i pisze; od czasu jego książki niewiele się w tym temacie zmieniło.
  3. Priorytetyzuj wyświetlane informacje i używaj dużo przestrzeni. Pozwalaj temu, co robisz, oddychać w swoim rytmie. Poczytaj trochę o architekturze informacji i zacznij stosować się do jej zaleceń.
  4. Ogranicz liczbę wyborów, którą musi ogarnąć osoba korzystająca z tego, co stworzysz. Konieczność podejmowania wyborów jest dla wielu osób barierą numer jeden. Czy możesz tak skonstruować to, co robisz, żeby uprościć to zagadnienie? Jeśli tak, to pięknie. Jeśli nie, to myśl dalej. Jak to szło? „Zamiast zastanawiać się, jak dobrze zapytać o płeć w formularzu, może wcale nie trzeba o nią pytać?”. Wiesz, w ten deseń.
  5. Upewnij się, że użytkownicy mogą wygodnie użyć rozwiązań, na których polegają, by ograniczyć łupanie sensoryczne po czaszce. Na przykład, że kiedy włączą sobie narzędzia zmiany kontrastu, to wszystko działa. Swoje narzędzia. Ty im nie musisz dostarczać dodatkowych przycisków ze słoneczkiem, literkami, plusami i minusami i tak dalej. Kto potrzebuje, to zrobi sobie to w systemie. Zobacz, jak pięknie tłumaczy to użytkownikom strona W3C (zamiast oferować skisłe rozwiązania dodatkowe).
  6. Nie odpalaj video i audio automatycznie, a pozwalaj osobom na kontrolę. Niechaj sobie włączają, wyłączają i przewijają po swojemu.

Nie każda osoba radzi sobie tak samo

Być może masz to szczęście, że nie działają na Ciebie rozproszenia i, że potrafisz pracować w głębokim skupieniu, a potem robić inne rzeczy i przełączać się do zadań bez bólu głowy. Jeśli tak jest, to szczerze zazdroszczę, a wraz ze mną masa innych osób. Weź jednak pod uwagę, że nie każda z nich będzie mieć takie same doświadczenia, jak Ty.

Dlatego, jeżeli naprawdę Chcesz zadbać o dostępność swojego produktu lub usługi cyfrowej, to pomyśl także o osobach neuroróżnorodnych. Zrobisz im wielką przysługę. A najlepsze jest to, że ułatwiając im życie, pomożesz także wszystkim innym osobom klienckim! Serio — na tym się nie da stracić. Same plusy!

Przypisy

    1. A tak naprawdę to nawet nie dzisiaj, bo dane na ten temat pochodzą z opracowania z 2015 roku (!). ↩︎
    2. Polecam genialny esej Graebera. Możesz też kupić książkę, aczkolwiek lekko się tego nie czyta, a i depresji można dostać w prezencie. ↩︎

    Komentarze

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *